Jestesmy juz w Bangkoku.
Powodzi w samym centrum nie ma ale widac wszedzie ze sie przygotowuja na nadejscie duzej wody. Blizej rzeki porozkladane sa worki z piaskiem.
Wybralismy sie tramwajem wodnym do palacu krolewskiego i do swiatyni szmaragdowego buddy. Podroz lodzia to bardzo fajna sprawa. Dosyc szybko i sprawnie mozna dostac sie w wiele miejsc i w dodatku za niewielkie pieniadze, 15 BTH za osobe bez wzgledu na ilosc przystankw. Oczywiscie przy pierwszym razie pani konduktor nie omieszkala mnie naciagnac. Dalam jej 100 BTH a ona sobie poszla. Myslalam ze nie ma drobnych i jak uzbiera to przy wysiadaniu mi odda ale niestety nie. Nie chcialam sie wypominac bo na bilecie bylo tylko 15 a reszta po tajsku wiec nie bylam pewna czy chodzi o odleglosc o kwote. Trudno, to i tak nie byla jakas gigantyczna kwota w porownaniu z propozycja plyniecia prywatna lodzia za 1500 BTH. To byl raczej jeden z niewielu incydentow jaki nas spotkal.
Palac i swiatynia sa na prawde bardzo piekne. Misternie utkane z kolorowych swiecidelek. Niestety tlum turystw nie pozwala na spokojne podziwianie tego cacuszka. Jestem ciekawa jak to wyglda w srodku sezonu ;)
Teraz klapnelismy na kawie bo nogi nam w d.... wchodza. Zwiedzilismy cztery polaczone Siam a kazde z nich to tak okolo 5-6 X Zlote tarasy. Wielkie molochy a w nich wszelkie topowe marki swiata. Szukalismy ladowarki do laptopa ale niestety tutaj Toshiba nie jest popularna i kazdy tylko glowa kiwa. Kroluja tutaj iCostam :)
Rano zrobilismy trche zawieruchy w hotelu bo dostalismy pokoj na samym koncu przy agregatach od klimy. Spac nie mozna bylo bo halas jak w maszynowni. Przy sniadaniu natknelismy sie przez przypadaek na jakiegos hotelowego oficjela, ktoremyu wszysscy klaniali sie w pas wiec go zaczepilam i zapytalam, na ktorym pietrze jest ciszej. Po krotkiej rozmowie oznajmil, ze za pol godziny wszystko bedzie zalatwione. No i jest. Pokoj jest juz cichutki :)
Calujemy wszystkich i pozdrawiamy,
H&M